[ Pobierz całość w formacie PDF ]
naszej umowy. Punkt jedenasty powinien brzmieć tak jak czwarty. Z
poważaniem Arthur Leversham. Panna Martin mówiła dalej:
Widocznie chodzi tu o jakąś posiadłość, którą kupuje pan Ryland.
Jestem zdania, że człowiek, który wpada we wściekłość z tak błahego
powodu, jest niebezpieczny. Jak pan sÄ…dzi, majorze Neville, co
powinnam zrobić? Jest pan człowiekiem bardziej ode mnie
doświadczonym.
Starałem się uspokoić dziewczynę; powiedziałem, że pan Ryland
widocznie cierpi na chorobÄ™ typowÄ… dla ludzi tego pokroju
niestrawność. Zanim się rozstaliśmy, panna Martin była w
pogodniejszym nastroju. Ja jednak nie czułem się
usatysfakcjonowany. Kiedy tylko zostałem sam, wyjąłem notes i
zapisałem słowa listu. Jakie znaczenie może mieć ta, z pozoru
niewinna, informacja? Może chodzi o jakąś umowę, którą pan Ryland
zamierza podpisać i do ostatniej chwili pragnie utrzymać w
tajemnicy? Takie wyjaśnienie wydało mi się do przyjęcia.
Przypomniałem sobie jednak małą czwórkę, którą znaczono koperty, i
poczułem, że wreszcie znalazłem coś, czego od początku szukałem.
Męczyłem się nad listem cały wieczór i prawie cały następny dzień,
aż wreszcie wpadłem na właściwe rozwiązanie. Kluczem była cyfra
cztery. Kiedy przeczytałem co czwarte słowo, otrzymałem całkiem
nowÄ… informacjÄ™:
Pilnie musze widzieć się z panem, kamieniołom, siedemnasty,
jedenasty, czwarty.
Bez trudu wyjaśniłem znaczenie cyfr. Siedemnasty oznacza
siedemnasty dzień pazdziernika (czyli jutro), jedenasty godzinę, a
czwarty jest podpisem i ma oznaczać albo tajemniczy Numer
Czwarty, albo też występuje jako znak Wielkiej Czwórki. Nie miałem
też wątpliwości co do kamieniołomów. Na terenie posiadłości, w
odległości około kilometra od domu, znajdowały się stare, od dawna
nie używane kamieniołomy. Było to miejsce odludne, doskonale
nadajÄ…ce siÄ™ na potajemne spotkanie.
Przez chwilę chciałem pójść na to spotkanie sam. Wreszcie
mógłbym pokazać, co potrafię, i zatriumfować nad Poirotem.
Po chwili jednak przemogłem się. Gra szła o wielką stawkę; nie
miałem prawa zmniejszać szansy naszego zwycięstwa, grając na
własną rękę. Pierwszy raz udało nam się poznać z wyprzedzeniem
zamiary wroga. Musimy to dobrze wykorzystać, a cokolwiek by
nie mówić Poirot ma sprawniejszy umysł niż ja.
Napisałem do niego list, w którym wyłożyłem wszystkie fakty i
wyjaśniłem, że bardzo ważne jest, byśmy dowiedzieli się, czego
będzie dotyczyło spotkanie. Jeśli Poirot postanowi pozostawić tę
sprawę mnie, to dobrze, ale na wypadek gdyby chciał przybyć tu
osobiście, opisałem drogę ze stacji do kamieniołomu.
Poszedłem z listem do miasta i osobiście go wysłałem. Miałem
pozwolenie na utrzymywanie pisemnego kontaktu z Poirotem,
ustaliliśmy jednak, że jeśli ktoś zacznie czytać moją korespondencję,
nie będziemy do siebie pisywali.
Nazajutrz z trudem panowałem nad podnieceniem. Nie mieliśmy w
domu żadnych gości. Popołudnie spędziłem z panem Rylandem w
jego gabinecie. Spodziewałem się takiego obrotu sprawy, toteż nie
obiecywałem Poirotowi, że wyjdę po niego na stację. Byłem pewien,
że skończymy pracę przed jedenastą.
Rzeczywiście, tuż po dwudziestej drugiej trzydzieści pan Ryland
spojrzał na zegarek i oświadczył, że na dzisiaj skończył. Po cichu
wyszedłem z gabinetu. Udałem się na górę, jakbym chciał położyć się
spać, w rzeczywistości jednak zszedłem na dół bocznymi schodami i
wymknąłem się do ogrodu. Przezornie włożyłem czarny płaszcz, żeby
zasłonić kołnierz białej koszuli.
Po chwili obejrzałem się odruchowo. Pan Ryland pojawił się
właśnie w drzwiach gabinetu, wychodzących prosto do ogrodu.
Wybierał się na umówione spotkanie. Przybyłem do kamieniołomu
zdyszany. Nikogo nie zauważyłem. Po cichu zakradłem się do kępy
krzaków l ukryłem tam, by zobaczyć, co się będzie działo.
Dziesięć minut pózniej, równo z wybiciem jedenastej, pojawił się
Ryland w kapeluszu naciśniętym na oczy i z nieodłącznym cygarem w
ustach. Rozejrzał się wkoło, po czym zszedł w jedno z zagłębień na
terenie kamieniołomu. Po chwili dobiegł mnie szmer głosów.
Widocznie już wcześniej na miejsce spotkania przyszedł jakiś
mężczyzna bądz kilku mężczyzn. Wyszedłem ze swojej kryjówki i
bardzo powoli, starając się nie robić hałasu, zacząłem schodzić w dół
wąską ścieżką. Po kilku minutach od rozmawiających mężczyzn
dzielił mnie już tylko wielki głaz. Czując się bezpiecznie w
panujących ciemnościach wychyliłem głowę, żeby się nieco rozejrzeć
w sytuacji, ale zobaczyłem tylko lufę czarnego, groznego pistoletu.
Ręce do góry! powiedział krótko pan Ryland. Czekałem na
pana.
Krył się w cieniu kamienia tak, że nie widziałem jego twarzy, ale w
głosie słychać było grozbę. Po chwili poczułem na karku dotknięcie
zimnej stall. Ryland opuścił swój pistolet.
Dobrze, George powiedział z amerykańskim akcentem
Ryland. Przyprowadz go tutaj.
Kipiała we mnie wściekłość, kiedy zmuszono mnie do przejścia na
drugą stronę głazu, gdzie George (podejrzewałem, że jest to, zawsze
grzeczny, Deaves) zakneblował mnie i związał.
Ryland znów odezwał się tonem, który wydał ml się obcy, gdyż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]