[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zamrugała oczami, a Libby lekko dotknęła jej dłoni.
- Nie musimy o tym rozmawiać - powiedziała.
- Czemu nie? - z nerwowym uśmiechem spytała starsza pani. - Nathan od
małego był poważny. Zostawiłam go raptem na godzinę, a on tak zdążył
przez ten czas dojrzeć, jakby minęło dziesięć lat. Wpadłam w histerię,
wrzeszczałam, płakałam, a on zachował zupełny spokój. Sam zadzwonił po
pogotowie, a miał wtedy niecałe siedem lat. Nigdy potem nie wspomniał o
tamtym dniu, ale kiedy postanowił studiować medycynę, wiedziałam
dlaczego. Potem znów wyszłam za mąż. Niecałe pół roku pózniej. Kenneth
był przyjacielem mojego męża. On też owdowiał i został sam z dwojgiem
maleńkich dzieci, więc małżeństwo dla nas obojga było sensownym
rozwiązaniem.
Uśmiechnęła się, widząc stropioną minę Libby.
- Ależ tak, w pewien sposób go kochałam - zapewniła ją. - A potem
urodził nam się Peter, Lucy, Alistair i bliznięta, więc z tej miłości z czasem
wyrosło to drogocenne uczucie, które nas teraz łączy.
- A jak Nathan odniósł się do nowej rodziny? - spytała Libby, głęboko
współczując temu dziecku, którym niegdyś był.
Doszły do miejsca, w którym rosły róże. Kwiaty były dopiero w pąkach,
ale niedługo miały się rozwinąć. Obie kobiety usiadły na drewnianej ławce
wśród krzewów.
- Wspaniale potrafił nawiązać z nimi kontakt - zaczęła starsza. - Dzieci
Kennetha od początku uwielbiały przybranego brata, a młodsze do dziś
patrzą w niego jak w obraz. Zresztą, sama wczoraj widziałaś. A on zawsze
się nimi opiekował, choć czasem pewnie byłby wolał poświęcić ten czas
przyjaciołom albo studiom. Nathan jest odpowiedzialny, w głębi duszy
wszystkim się przejmuje. Zapracowuje się, a ja się o niego martwię. Jest taki
podobny do ojca.
- Boisz się, że też dostanie zawału? - spytała Libby.
- Jest znacznie zdrowszy. Jego ojciec miał nerwową pracę, a w dodatku
był niewysportowany, otyły i dużo palił. Nathan zawsze był bardzo sprawny.
Biega, gra w squasha, nigdy nie palił. Bardziej niepokoję się o jego zdrowie
emocjonalne. Chciałabym, żeby był szczęśliwy Należy mu się to.
RS
103
Libby odetchnęła z ulgą, usłyszawszy, że Nathan nie ma kłopotów z
sercem, ale przy dalszych słowach zesztywniała.
- Ze wszystkich dzieci najbliższy jest mu chyba Alistair - oznajmiła starsza
pani. - I tutaj zaczyna się twoja rola.
- Co takiego? - wyjąkała Libby.
- Obaj coś do ciebie czują.
- Nie! - odparta, prostując się raptownie. - Ależ skąd!
- Alistair jest jeszcze bardzo młody - ciągnęła starsza kobieta, nie zważając
na ten sprzeciw. - %7łyje jak motyl. Co chwila inna praca, co chwila inna
kobieta. Smakuje życie i to mu wystarcza. Ale ja go znam, Libby.
Widziałam, jak się do ciebie odnosi. Gdybyś go zachęciła, ustatkowałby się.
- A Nathan? - mimo woli spytała Libby.
- Jest dużo bardziej skomplikowany.
- Ale on mnie nie chce - odparła, zwilżając językiem spierzchnięte usta. -
Alistair... może rzeczywiście coś do mnie czuje, ale bez wzajemności.
- Nie chcę się wtrącać, Libby - podjęła starsza pani - ale czy w zeszłym
tygodniu widziałaś Nathana w telewizji?
- W telewizji?
- Krytykował reformy w szpitalu St. Stephens. Przemawiał bardzo...
gniewnie. - Pochyliła się, splatając dłonie na kolanach. - Nie wierzyłam
własnym oczom. Dawniej by sobie na coś takiego nie pozwolił. Jestem
pewna, że myślałby raczej o tym, co się stanie z jego pacjentami, jeśli straci
posadę. Walczyłby z systemem od wewnątrz, zamiast publicznie mu się
sprzeciwiać. Zmienił się. Upewniłam się o tym, kiedy dał mi twój obraz -
zakończyła, patrząc w dal.
Libby zaczerwieniła się.
- Alistair powiedział mi, że to chyba twoja akwarela, - ciągnęła kobieta - a
ja od razu poznałam Kornwalię. Spędziliśmy tam cudowny czas, tylko we
troje. - Otarła oczy rożkiem chusteczki. - Nathan jest bardzo spostrzegawczy.
Nie mógł nie wiedzieć, że ten obraz obudzi we ranie wspomnienia. -
Pociągnęła nosem, uśmiechając się z wdzięcznością, gdy Libby oparła dłoń
na jej ramieniu. - Ten dawny Nathan nie chciałby sprawić mi bólu. Raczej
starałby się oszczędzić mi wspomnień. Ale zrobił się chyba bardziej emo-
cjonalny. Nie jest taki klinicznie chłodny, jak dawniej. To chyba dzięki
tobie.
- On mnie nie kocha - odparła Libby przez ściśnięte gardło. - Spotyka się z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]