[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bo chyba jÄ… masz?
- Co to wszystko ma znaczyć?! - Mindy była bliska furii.
Seth westchnÄ…Å‚.
- Jeśli zale\y ci na tym, aby twoje maleństwo w
przyszłości wyrosło na godnego litości słabeusza, to nie moja
sprawa. Jak sądzisz, czy sałatka z kurczaka jest dziś dobra?
Seth zatopił się w lekturze menu, udając, \e Mindy
przestała go interesować. Potraktował ją bezceremonialnie, ale
nie widział innego wyjścia.
Tak energicznie wyrwała ołówek zatknięty za włosy, \e
niewiele brakowało, aby go złamała. Ze złością zacisnęła
zęby.
Lituje siÄ™ nad sobÄ…? Robi z siebie ofiarÄ™ losu? Nie ma
osobistej godności? Ona? Mindy Harmon?!
Seth Mahoney mylił się.
- O której mam przyjść w piątek? - zapytała pod
wpływem nagłego impulsu.
Nawet nie podniósł wzroku.
- Och, nie przejmuj się - powiedział obojętnym tonem. -
Zapomnij, \e cię zapraszałem. To rzeczywiście był zły
pomysł. Taka bidulka jak ty popsułaby nam świąteczną
zabawÄ™.
- Hej, koleś! - syknęła groznie. Wreszcie podniósł wzrok
znad menu i spojrzał na Mindy.
- O co chodzi? - zapytał z niewinną miną, uradowany, \e
wyprowadził kelnerkę z równowagi.
- Nie jestem \adną bidulką"! - z odrazą w głosie niemal
wypluła z siebie to ostatnie słowo. - Ani ofiarą losu!
Nie jestem te\ słaba ani \ałosna. I z pewnością nie
schrzanię ci przedświątecznego przyjęcia.
Seth ponownie skupił uwagę na jadłospisie.
Zdenerwowana Mindy zaczęła bębnić palcami o ladę.
- Zawsze mówiono mi, \e na przyjęciach wprawiam
wszystkich w dobry nastrój - oświadczyła.
- Mo\e to i prawda - mruknÄ…Å‚ Seth, nie patrzÄ…c na Mindy.
- Ale nie chcesz stracić pieniędzy, które zarobiłabyś w piątek.
Ja to rozumiem.
- Donnie te\ przyda się dodatkowy zarobek - ustąpiła z
wyrazną niechęcią Mindy. - Oszczędza na samochód.
Nadal studiujÄ…c menu, Seth wyciÄ…gnÄ…Å‚ z zanadrza
następny argument, który podsunęła mu sama Mindy.
- Przecie\ nie masz co na siebie wło\yć. Ale to ju\
niewa\ne. Naprawdę nie wiem, co mnie naszło, by cię
zapraszać.
Wściekła dziewczyna gniewnie zmru\yła oczy, ale Seth
nadal celowo ją ignorował.
- Mam sukienkę, w której byłam na ślubie kuzynki Sama
- oświadczyła. - Jest ładna i ma podwy\szoną talię, więc
zakryje brzuch. Poniewa\ schudłam, będzie na mnie dobrze
le\ała.
Wreszcie doktor Mahoney podniósł wzrok.
- Mindy, nie chcę cię do niczego zmuszać. Jeśli nie masz
ochoty przyjąć zaproszenia, wystarczy, \e mi o tym powiesz.
JakoÅ› to przebolejÄ™.
Zrozumiała, \e Seth przez cały czas celowo ją
prowokował, a ona połknęła przynętę. Nie jest przecie\ \adną
bidulką ani ofiarą losu. To prawda, znalazła się w cię\kiej
sytuacji, ale właśnie dlatego nale\y się jej chwila odprę\enia.
Zbli\ają się święta, a przyjęcie u Setha mo\e rzeczywiście
będzie udane. Przyrzekła sobie, \e postara się o to, by
piątkowy wieczór upłynął jej jak najprzyjemniej.
Mahoney odło\ył menu. Odegrał swoją rolę, a teraz z
zainteresowaniem przyglądał się ładnej i dzielnej kobiecie.
Zło\yła na brzuchu obie ręce i obrzuciła Setha niechętnym
spojrzeniem.
- Wiem, \e mnie podpuszczałeś - stwierdziła ze spokojem
- ale przedświąteczne przyjęcie mo\e okazać się miłą
odmianą. Dziękuję za zaproszenie. Chętnie z niego
skorzystam.
ROZDZIAA ÓSMY
Przekraczając próg mieszkania przyjaciela Reed pomyślał,
\e Seth świetnie potrafi urządzać przyjęcia. Gości witała
ogromna, pięknie przystrojona choinka ustawiona w rogu
salonu, w pobli\u szerokich drzwi prowadzÄ…cych na
oświetlony taras.
Ze stereo dyskretnie pobrzmiewała bo\onarodzeniowa
muzyka, a w powietrzu unosił się kuszący zapach steków z
rusztu i miły aromat czerwonego wina.
A jednak Reed czuł się fatalnie. Miał pustkę w sercu i było
to doznanie trudne do zdefiniowania i przez to jeszcze bardziej
bolesne. Wiedział, \e brakuje mu czegoś bardzo wa\nego...
ale co to było?
Starym zwyczajem odpędził od siebie niepokojące myśli.
No có\, przyjęcie zaczynało się rozkręcać i Reed
postanowił dobrze się bawić. W głębi serca był zadowolony,
\e przyszedł, poniewa\ imprezy u Setha były zawsze udane.
Mahoney bowiem promieniował tak wielką radością i
\yczliwością, \e zawsze udzielało się to innym.
- Cieszę się, \e wpadłeś - gospodarz z uśmiechem na
twarzy powitał Reeda - chocia\ nie dotrzymałeś słowa, bo
jesteÅ› sam.
- Nie obiecywałem, \e kogoś przyprowadzę - szybko
zastrzegł się Reed, wręczając gospodarzowi swoje palto.
Miał na sobie elegancki garnitur, jak zwykle ciemny i
tradycyjny w kroju, lecz krawat - w celu podkreślenia
charakteru spotkania - był utrzymany w nieco weselszej,
zielonej tonacji.
Reed zastanawiał się, czy nie przyjść z jakąś partnerką,
prawdę mówiąc myślał o Mindy, lecz nie zdobył się na to. No
có\, ich kontakty urwały się. Ona mieszkała w jego
apartamencie, lecz Atchison nie dzwonił do niej ani jej nie
odwiedzał, przestał równie\ jadać w barze U Evie".
W jakiś sposób tęsknił za Mindy, zwłaszcza brakowało mu
ich rozmów, lecz z drugiej strony obawiał się tej młodej
kobiety, bowiem w jej obecności nawiedzały go ró\ne
zdumiewające i dziwaczne myśli, które zakłócały normalne,
logiczne rozumowanie.
No i ów nieszczęsny pocałunek. Do tej pory na
wspomnienie tego incydentu Red czuł za\enowanie. Tak się
dać ponieść bezrozumnej emocji!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]