[ Pobierz całość w formacie PDF ]
grube niczym pień roś drzewa, po czym wślizgnęło się głębiej.
Poczułem wyrazne pulsowanie, gdy Błysk odnalazł ogra, silne, brutalne skurcze o
mało nie wyrwały mi z dło rękojeści miecza.
Chciałem zabić go szybko i dokonałem tego. Ogr westch przeciągle, po czym obaj
runęliśmy na ziemię. Natych odtoczyłem się w bok, a umierający ogr zainkasował potężny ck|
maczugą, który ostatni z jego kompanów przeznaczył dla
Bitwa nie była jednak wcale wygrana. Do końca by jeszcze daleko. Ostatni trzymający
się na nogach ogr pr; niską pozycję defensywną, sprężony i gotowy do walki, gorsza, obaj
giganci, ten, którego postrzeliłem strzałą i któremu rozpłatałem ucho, nie wyzionęli ducha.
Uparcie pr bowali się podnieść, by powrócić do walki.
Sprawiło mi niejaką ulgę, gdy Guenhwyvar ponownie prze-biegła obok mnie, dokładnie
między mną i mym najnowszym przeciwnikiem. Sądziłem, że wielki kot zamierza dobić
któregoś z rannych ogrów, ale Guenhwyvar kilkoma susami minęła wijące się na ziemi
potwory i przeskoczyła nad przerażonymi, skulonymi jeńcami.
Zrozumiałem, czemu to zrobiła, gdy usłyszałem brzęknięcie cięciw to przybyli
orkowie pilnujący obozowiska od zachodu. Rozległ się przypominający grzmot ryk pantery, a
w chwilę pózniej co było do przewidzenia, przepełnione zgrozą wrzaski. Potrzeba czegoś
więcej niż kilku orkowych strzał, aby zatrzymać potężną Guenhwyvar.
Kiedy spojrzałem w bok, zauważyłem również, że jeniec ów dobrze odziany goblin,
podniósł się z ziemi i rzucił do ucieczki, by w chwilę pózniej rozpłynąć się w ciemnościach
nocy. Prawie nie zwróciłem na niego uwagi, nie zdając sobie sprawy, jak radykalny wpływ
ów szczególny goblin wywrze na moje życie.
Myśli o tchórzliwych goblinach pierzchły, gdy jedyny ogr, który nie był ranny, zmusił
mnie do ponownego podjęcia walki. Zamachnął się szeroko, raz, drugi, trzeci. Przyjąłem
postawę czysto defensywną, zgrabnie uchylając się przed każdym ciosem. Tak jak się
spodziewałem, frustracja ogra narastała z każdym chybionym uderzeniem. Jego ataki stały się
bardziej zaciekłe, bardziej otwarte na kontry. Trafiłem olbrzyma cztery razy, otwierając
bolesne, acz niezbyt poważne rany na jego skórze, gdy wtem zauważyłem, że ogr z
rozpłatanym uchem zaczyna się podnosić.
Mój przeciwnik raz po raz zadawał zamaszyste ciosy, zmuszając mnie do uników.
Zaatakowałem jak burza, zadając trzymanymi w obu rękach scimitarami całą serię
błyskawicznych bolesnych cięć; ogr cofnął się gwałtownie na swych wielkich stopach, o mały
włos nie tracąc przy tym równowagi. Ja tymczasem odwróciłem się i skoczyłem ku
oszołomionemu przeciwnikowi.
Bestia żałośnie dzwignęła swą ogromną maczugę, nie od-zyskała jeszcze dość sił, by móc
unieść ją wysoko w górę. Zamachnęła się, wolno i niezdarnie, ja zaś z łatwością zszedłem z
linii ciosu. Gdy maczuga przemknęła obok, rzuciłem naprzód, tnąc jak oszalały oboma
scimitarami. Nie pojęcia, ile krwawych bruzd wyryłem na obliczu ogra. W L.O niu oka twarz
monstrum zmieniła się w niemożliwą rozpoznania krwawą miazgę.
Gdy martwy ogr osunął się na ziemię, zlustrowałem oboz sko i me serce przepełniło się
radością, gdy stwierdziłem, ogr ze strzałą w piersi zrezygnował z walki, podobnie zresztą ze
wszystkiego innego. Leżał twarzą do ziemi, w i bezruchu, że nie miałem najmniejszych
wątpliwości, iż być martwy.
Został tylko ten jeden, za moimi plecami, lekko Wiedziałem, że jestem w stanie pokonać
każdego .. w równej walce, wiedziałem również, iż gdybym osią odpowiedni stopień
koncentracji, monstrum nie zdoła nawet zbliżyć się do mnie na tyle, aby mnie zranić. Ja iż
zawsze byłem spragniony walki z tymi obrzydliwymi j dłymi kreaturami, odwróciwszy się,
przyznaję, z prawd wym żalem stwierdziłem, że jedyny pozostały przy żj ogr czmychnął w
noc.
Uczucie żalu prysło, kiedy przypomniałem sobie o jeńc. Z prawdziwą ulgą przyjąłem
fakt, iż orkowie z pohid zostali pokonani przez pięciu wieśniaków, przy czym ty najmłodszy z
nich odniósł lekkie obrażenia. Rico uśmie się filuternie i przyznaję, że miałem ogromną chęć
mu ten uśmiech z jego zarośniętej gęby.
W chwilę pózniej do obozu powróciła krocząca ._ Guenhwyvar, oznajmiając
tym samym, że obozowisko strony zachodniej zostało zabezpieczone. Pantera odniosła le
rany od strzał orków, ale żadna nie była poważna. Tak .. walka dobiegła końca trzy ogry i
ośmiu orków nie żj a jeden ogr i może z pół tuzina orków salwowało się uciec Absolutne
zwycięstwo, zważywszy, że po naszej stronie było żadnych ofiar śmiertelnych.
Niemniej jednak w dalszym ciągu dręczyła mnie świadome że ta bitwa wcale nie musiała
mieć miejsca. Myśli o udzielę Ricowi ostrej reprymendy prysły bardzo szybko na wid
radosnego powitania między Thannanem i jego rodziną, jeszcze jednym wieśniakiem,
któremu najezdzcy porwali młod-szego brata.
Gdzie Nojheim? rzucił ostro Rico. Jego gruboskórny ton zdumiał mnie. Gdyby
stracił kogoś z rodziny, dziecko lub krewnego, spodziewałbym się raczej smutku. Jednak w
za-danym przezeń pytaniu nie było smutku, a jedynie desperacki gniew, jakby został w jakiś
sposób znieważony.
Wieśniacy wymienili pełne zakłopotania spojrzenia i koniec końców ich wzrok zatrzymał
siÄ™ na mnie.
Kim jest Nojheim? spytałem.
Goblinem wyjaśnił Tharman.
Wśród jeńców był jeden goblin powiedziałem. Wym-knął się podczas walki i
uciekł kierując na pomocny zachód.
Ruszamy rzucił Rico bez żadnego wahania, nie zwracając najmniejszej uwagi na
uwolnionych jeńców. Uznałem jego żądanie za absurdalne; czy jeden goblin mógł być wart
bólu tego mężczyzny, kobiety i chłopca, którzy dopiero co przeszli przez piekło?
Noc jest jeszcze młoda powiedziałem niezbyt uprzej-mym tonem. Rozpalcie
ognisko i opatrzcie rannych. Ja wyruszę w pogoń za tym zbiegłym goblinem.
Chcę go mieć! Chcę go z powrotem! ryknął Rico. Najwyrazniej zdał sobie sprawę
z mego zakłopotania i naras-tającego gniewu, gdyż niespodziewanie ochłonął i spróbował
udzielić mi stosownych wyjaśnień.
Nojheim był przywódcą oddziału goblinów, który za-atakował Pengallen przed
kilkoma tygodniami " powiedział i powiódł wzrokiem po twarzach pozostałych. Goblin
jest wodzem i z całą pewnością powróci tu z posiłkami. Uwięziliśmy go, aby urządzić mu
proces, gdy naszÄ… osadÄ™ zaatakowali nowi najezdzcy.
Nie miałem powodu, by nie uwierzyć słowom Rica, tyle tylko iż wydało mi się dziwne,
że wieśniacy z niewielkiej osady, tak często obleganej przez rozmaite monstra z dzikich
stepów, trudziliby się przeprowadzaniem procesu schwytanego goblina. Wahanie (a może
strach?) malujące się na twarzach pozostałych wieśniaków a przede wszystkim Tharmana,
również wzbudziły we mnie wątpliwości, ale złożyłem to na karb niepokoju, iż Nojheim
mógłby powrócić ze spór posiłkami i spustoszyć ich bezbronną osadę.
Nie spieszy mi się do Silverymoon zapewniłem k Schwytam Nojheima i
przywiozÄ™ go jutro do Pengalle
Już miałem ruszyć w drogę, gdy Rico schwycił mnie ramię i odwrócił w swoją stronę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]