[ Pobierz całość w formacie PDF ]
towe są płacić za nią miliony. Zastanawiał się
też, jak to będzie, gdy pojawi się tu jako złodziej
(tego nie mógł sobie jednak wyobrazić) i okrad
nie swój kraj z narodowego skarbu.
Gdy skończył, podszedł do Zwolińskiego i wysilając się na ton najwyższej dyskrecji, spytał:
Nie boicie się trzymać tak cennego dzieła po
prostu w gablocie zamykanej na zwykły klucz?
Pewnie macie bardzo dobry system alarmowy
i pancerne szyby?
Bibliotekarz smutno się uśmiechnął: Nie, to zwykła szyba, nie ma żadnej specjalnej ochrony.
Jak to? Przecież ta księga warta jest milio
ny! Krzyknęli spiskowcy.
-221
Oryginalna tak. Rzeczywiście jest bardzo
cenna. Ta natomiast, którą widzicie, przedsta
wia wartość nieporównanie mniejszą. Bądzmy
szczerzy jest mniej warta niż przyzwoity sys
tem elektronicznych zabezpieczeń.
Co to znaczy? Czy to, co mamy przed sobÄ…,
nie jest oryginalne? Dybowskiego aż zatkało
z wrażenia.
To państwo nie wiedzą? Oryginalne Narra-
tio prima", wydane w 1540 roku przekazaliśmy
kilka lat temu do Biblioteki imienia Norwida
w Elblągu. Było u nas przez ponad pół wieku, od
1945 roku jako depozyt. Niestety, chcÄ…c nie
chcąc, musieliśmy je oddać Elblągowi. Przy
znam się państwu, że był to dla nas cios prze
cież Kopernik pochodził z Torunia, więc naj
większe pamiątki związane z nim powinny
pozostać w naszym mieście. Cóż, polityczna po
prawność obowiązuje także w sferze starych
ksiąg. Muszą jednak państwo przyznać, że ten
reprint jest wyjÄ…tkowo udany.
Anna i Aukasz popatrzyli na siebie z przerażeniem.
Ale na waszej stronie internetowej jest in
formacja, że wciąż posiadacie ten egzemplarz!
Naprawdę? Czyli potwierdza się teza, że nie
należy ufać sieci. Zaraz powiem komu trzeba
i naprawimy ten błąd. Mimo wszystko, proponu-
-222
ję, aby państwo jeszcze chwilę pozostali w naszej bibliotece. Naprawdę, mamy tu zbiór,
jakiego i Wiedeń by się nie powstydził.
Przez następne pół godziny Anna i Aukasz snuli się smętnie za Zwolińskim, który był w swoim
żywiole: opowiadał o księgach z taką pasją, jakby należały do niego i miał prawo codziennie
sprzedać jedną z nich za bardzo duże pieniądze.
ROZDZIAA XXIV
To już było&
Tylko gdzie i kiedy?
No jasne, Wilno 2006 rok, zlecenie bardzo podobne do dzisiejszego. Facet miał czekać pod
kościołem na jakąś poważną rozmowę, a doczekał się spotkania ze świętym Piotrem. Albo
innym świętym Oko" nigdy nie pamiętał, który z nich trzymał klucze do Królestwa
Niebieskiego. Tak czy inaczej, wystarczył jeden celny strzał w oko (to prawie jak wizytówka
zabójcy) i facet przeniósł się do wieczności. Co to był za kościół? Jakaś stara budowla
przypominająca fortecę, którą dziwnym trafem omijali turyści. Dlaczego? Bo tuż obok
znajdował się cenniejszy, piękniejszy kościół oblegany przez tłumy z aparatami w rękach.
Zwięta Anna? Chyba tak faktycznie śliczna świątynia, malutka, a taka napuszona udająca
wielką katedrę. A ten kościół, przy którym Oko" miał odstrzelić klienta, należał do
Bernardynów. Zresztą& egzekucja
" 225
nastąpiła nie na zewnątrz, a w środku kościoła. Oko" zobaczył, że facet nie potrafi spokojnie
ustać na miejscu choćby przez minutę i co chwila wchodzi do środka. Pewnie z nerwów. Poszedł
więc za nim. Wnętrze było koszmarne zdewastowane, jakby rozegrała się w nim III wojna
światowa. A przynajmniej kilkudniowa bitwa kibiców na młoty i pochodnie. No, ale obiektowi
chodzi o tego gościa, co to miał za chwilę rozstać się z życiem to nie przeszkadzało. Aaził po
kościele, gapił się na sklepienia, widać było, że całość robi na nim piorunujące wrażenie. Oko",
jak zwykle, nie bardzo wiedział, za co ma mu wpakować kulkę w głowę Parezzio powiedział
mu tylko, że zleceniodawca reprezentuje branżę paliwową. Gość, który miał zginąć, był
prezesem jakiejś malutkiej firmy zajmującej się pośrednictwem w handlu ropą naftową. I nie
chciał jej sprzedać większemu graczowi, chyba ruskiemu. Jako że chodziło o duże pieniądze i
zaangażowanie międzynarodowych koncernów, nie było innego wyjścia. Kiedy prezes uklęknął
w lewej nawie, pod obrazem Matki Boskiej (ależ znakomite wyczucie chwili), zabójca podszedł
do niego i szybko wysłał go w ślad za modlitwą. Czyli do góry, do nieba. Głowa prezesa opadła
na ręce, ale on sam pozostał na klęczniku. Jeszcze przez długi czas nieliczni odwiedzający
kościół myśle-
-226
li, że mężczyzna rozmawia z Bogiem. Może zresztą cały czas rozmawiał? Cholera go wie.
Tu, w Gdańsku, nie było mowy o zastrzeleniu wewnątrz Bazyliki. Obiekt siedział na
schodkach prowadzących do zamkniętych odrzwi i wpatrywał się w oświetlony mur. Oko"
przykucnął obok niego i uśmiechnął się. Facet odwzajemnił uśmiech i wskazał mu ręką wielki
banner zawieszony na Kamienicy Gotyk" widać było na nim Kopernika i jakąś XVI-wieczną
damÄ™.
Tajemnica Anny Schilling& przeczytał
mężczyzna i stanął na równe nogi.
Zabójca pokiwał głową i strzelił mu prosto w oko.
Zanim zbiegł z miejsca zbrodni, zrobił coś, o co go prosił Parezzio, a czego sam nie rozumiał.
Wsunął do kieszeni zabitego kartkę z jakąś tarczą strzelniczą, a może wykresem
geometrycznym.
Błazenada, przerost formy nad treścią
mruknÄ…Å‚ do siebie niezadowolony. Jakby nie
wystarczyło po prostu strzelić. Stefano bardziej
nadaje się na reżysera niż mafijnego bossa.
Zadzwonił do Oko" dzień wcześniej: Przylatuj do Gdańska, jest robota powiedział Włoch
(Jaki tam Włoch, Chorwat z Istrii, który udaje makaroniarza). Spotkamy się, powiem ci, o co
chodzi.
227
Widzieli się w Gdańsku przez kilka minut, Stefano wytłumaczył, gdzie spotka faceta do
odpalenia. Na pytanie, dlaczego akurat on, Parez-zio odparł krótko: Z naszego punktu
widzenia jest bezwartościowy. Ale został dopuszczony do pewnych tajemnic, nazwijmy to,
handlowych i trochę za dużo o nas wie. Jak mawiają Rosjanie ciszej jedziesz, dalej
zajedziesz. Im mniej o nas słyszało, tym lepiej.
Szli w stronÄ™ parkingu w takim tempie, jakby trenowali przed zawodami w chodzie
klasycznym. Gdyby przez okno biblioteki przyglądał im się Zwoliński, musiałby dojść do
wniosku, że ten pośpiech jest nieco podejrzany. Ale pracownik działu starych druków i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]