[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brzydszej kobiety. Wytatuowałeś sobie matkę?
- Nate - mruknął Lester, spoglądając na drzwi. - Już po tobie. Zapłacisz mi za to, gnojku.
- Dość tego gadania - wtrącił Ed. I dodał: - Na pięć minut zejdziemy na dół spotkać się z prokuratorem
stanowym. Będzie chciał z tobą porozmawiać. Czekaj tu grzecznie i nie rób rabanu.
Wyszli, zamykając drzwi na klucz. Boz zaczął nasłuchiwać. Z pokoju dobiegło szuranie kroków i brzęk
kajdanek. Pokazał Edowi uniesiony kciuk.
Na końcu korytarza, w gęstym od sierpniowego upału i wilgoci powietrzu, zobaczyli Nate'a Spode
siedzącego przy zepsutym stoliku z laminatu obok automatów. Zajadał ciasteczko Twinkie i popijał
pepsi.
- Chodz tu, Nate, mamy jeszcze parę pytań.
- Proszę przodem - powiedział Ed, wskazując zapraszającym gestem drzwi.
Nate ugryzł ciastko i ruszył za nimi korytarzem do pokoju przesłuchań. Ed szepnął do Boża:
- Pewnie będzie wrzeszczał. Ale zanim wejdziemy, trzeba dać Leste
rowi trochę czasu, żeby skończył.
- Jasne. Ed? -Co?
- Wiesz, że jeszcze nikogo nie zastrzeliłem.
- To nie jest nikt. To Lester Botts. Poza tym będziemy strzelać razem. Równocześnie. Co ty na to?
Lepiej ci?
- W porzÄ…dku.
- Gdyby Nate jeszcze żył, jego też zastrzelimy i powiemy, że to...
- ...wypadek.
- Zgadza siÄ™.
Tuż przed drzwiami Nate odwrócił się do nich i popił ostatni kęs ciastka. Miał na brodzie resztki
kremu. Obrzydlistwo.
- Ach, muszę wam jeszcze powiedzieć... - zaczął chłopak.
- Nate, to nie potrwa długo. Zaraz potem podrzucimy cię do domu. - Ed przekręcił klucz. - Wejdz. Za
chwilÄ™ przyjdziemy.
- Jasne. Ale najpierw...
- Wejdz wreszcie.
Nate zawahał się. Zaczął otwierać drzwi.
111
- Nate! - zawołał męski głos.
Boz i Ed obrócili się na pięcie i ujrzeli trzech mężczyzn idących korytarzem. Ubranych w garnitury.
Jeżeli to nie agenci federalni, pomyślał Boz, to jestem duchem Elvisa. Jasny gwint.
- Agent Bigelow - powitał go wesoło Nate.
Zna ich? Serce Eda załomotało. Przesłuchiwali go, kiedy nas nie było?... Niech to szlag. Dobra, myśl.
Co im powiedział? Co mamy robić?
Ale nie potrafił niczego wymyślić.
Siano w głowie...
Agent był ponurym, wysokim mężczyzną z łysiną okoloną wianuszkiem jasnych włosów, krótko
obciętych tuż nad wąskimi uszami. Wszyscy trzej mignęli legitymacjami - tak jest, FBI - a agent z łysiną
zapytał:
- Zastępcy szeryfa Bosworth Peller i Edward Rankin?
- Tak jest - odpowiedzieli.
Boz myślał gorączkowo: rany boskie, za pozostawienie zatrzymanego bez nadzoru grozi zawieszenie.
Ed, myśląc o tym samym, odwrócił się do Nate'a i powiedział:
- Wiesz co, Nate, chodzmy z powrotem do bufetu. Chcesz jeszcze
pepsi?
- Albo twinkie. Dobre sÄ…, nie?
- Tu jest chłodniej - odrzekł Nate. Pchnął drzwi i wszedł do pokoju, gdzie czekał Lester i jego dobrze
naostrzony nóż.
- Nie! - krzyknÄ…Å‚ Boz.
- O co chodzi, Peller? - zdziwił się jeden z agentów FBI.
- Nie... o nic - zreflektował się Boz.
Boz i Ed wpatrywali się w drzwi, za którymi prawdopodobnie właśnie zadawano Nate'owi śmiertelne
ciosy nożem. Z trudem oderwali wzrok od pokoju przesłuchań i spojrzeli na agentów.
Zastanawiali się, jak mogą uratować sytuację. No bo... gdyby na korytarz wypadł zakrwawiony Lester
z nożem w ręku, mogliby go spokojnie rozwalić. Możliwe nawet, że przyłączyliby się agenci.
Cholera, ale tam cicho. Może Lester poderżnął Nate'owi gardło z zaskoczenia i teraz próbuje uciec
przez okno.
- Wejdzmy - zaproponował Bigelow, wskazując na drzwi. - Powinniśmy porozmawiać o sprawie.
- No... nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Dlaczego? - spytał inny agent. - Nate mówił, że tam jest chłodniej.
- Proszę przodem - powiedział Bigelow, dając znak zastępcom szeryfa.
Ci zaś spojrzeli po sobie i przestąpili próg, kładąc dłonie na służbo
wej broni.
112
Lester siedział na krześle. Założył nogę na nogę, a skute kajdankami ręce opierał na kolanach. Przy
stole naprzeciw niego siedział Nate Spoda, kartkując zniszczony egzemplarz "Podręcznika procedur".
Nóż leżał tam, gdzie zostawił go Boz.
Dzięki ci, Panie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]