[ Pobierz całość w formacie PDF ]
VLADIMIR: Gdzie byłeś?
ESTRAGON: Na skraju zbocza.
VLADIMIR: Jesteśmy zatem na płaskowyżu. Nie ma
już wątpliwości, tkwimy na płaskowyżu.
ESTRAGON: Z tej strony też idą!
VLADIMIR: Jesteśmy otoczeni! (Estragon, przerażony, rzuca się na horyzont, zaplątuje
siÄ™ i pada.)
Głupcze! Tam nie ma wyjścia. (Vladimir podchodzi
do niego, żeby go podnieść, po czym prowadzi go na
przód sceny. Wskazując na widownię) Tędy. Tu nie
ma nikogo. Uciekaj. Szybko. (Popycha go w stronÄ™
widowni. Estragon cofa się przerażony.) Nie chcesz?
(PrzyglÄ…da siÄ™ widowni.) Rozumiem. Poczekaj, niech
no pomyślę. (Zastanawia się.) Nie pozostaje ci nic innego jak zniknąć.
ESTRAGON: Gdzie?
VLADIMIR: Za drzewem. (Estragon waha siÄ™.) Szybko! Za drzewo! (Estragon biegnie za
drzewo, które słabo go jednak zasłania.) Nie ruszaj się! (E s t r a g o n wychodzi zza
drzewa.) To drzewo stanowczo do niczego siÄ™ nie nadaje. (Do Estragona) CzyÅ› ty aby nie
zwariował?
ESTRAGON (spokojniej): Straciłem głowę. (Pochyla glowę ze wstydem.) Przepraszam!
(Podnosi ją dumnie.) Już się to nie powtórzy. Zobaczysz. Powiedz tylko, co robić.
VLADIMIR: Nie ma nic do zrobienia.
ESTRAGON Chodz, ty staniesz tam. (CiÄ…gnie ku lewej kulisie i ustawia go na osi drogi
tyłem do sceny.) O tu, nie ruszaj się stąd i uważaj. (Vladimir patrzy w dal przysłaniając
sobie oczy ręką. Estragon biegnie ku prawej kulisie. Zatrzymuje się i też patrzy w dal. Po
chwili obaj oglÄ…dajÄ… siÄ™ za siebie przez ramiÄ™.) Plecy w plecy, jak za dawnych dobrych
czasów! (Spoglądają tak na siebie przez chwilę, po czym wracają do obserwacji. Długa
cisza.) No, nic nie nadchodzi?
VLADIMIR (oglÄ…dajÄ…c siÄ™): Co?
ESTRAGON (glośniej): Nic nie nadchodzi?
VLADIMIR: Nie.
ESTRAGON: U mnie też nie.
WracajÄ… do obserwacji. DÅ‚uga cisza.
VLADIMIR: Przywidziało ci się coś chyba.
ESTRAGON (oglÄ…dajÄ…c siÄ™) Co?
VLADIMIR (głośniej): Przywidziało ci się coś chyba.
ESTRAGON: Nie rycz tak.
WracajÄ… do obserwacji. DÅ‚uga cisza.
VLADIMIR i ESTRAGON (oglądając się jednocześnie): Czy to nie...
VLADIMIR: O, przepraszam!
ESTRAGON: Mów, mów.
VLADIMIR: Nie, nie, ty pierwszy.
ESTRAGON: Nie, nie, ty pierwszy.
VLADIMIR: Przerwałem ci.
ESTRAGON: Przeciwnie.
Patrzą na siebie ze złością.
VLADIMIR: Bez ceremonii, naprawdÄ™!
ESTRAGON: NaprawdÄ™, bez ceregieli!
VLADIMIR (ostro): Skończ, co chciałeś powiedzieć!
ESTRAGON (tak samo): To ty skończ!
Cisza. IdÄ… na siebie, zatrzymujÄ… siÄ™.
VLADIMIR: Półgłówek!
ESTRAGON: O, nawymyślajmy sobie.
Odwracają się, rozchodzą się w dwie strony, znów
siÄ™ zwracajÄ… ku sobie.
VLADIMIR: Półgłówek!
ESTRAGON: Menda!
VLADIMIR: Wyskrobek!
ESTRAGON: Zmierdziel!
VLADIMIR: Jołop!
ESTRAGON: Zakała!
VLADIMIR: Kretyn!
ESTRAGON (kończąc): Sekrrretarz!
VLADIMIR: Ach!
Pokonany opada z sił i odwraca się.
ESTRAGON: A teraz się pogódzmy.
VLADIMIR: Gogo!
ESTRAGON: Didi!
VLADIMIR: Ręka!
ESTRAGON: Ręka!
VLADIMIR: Pójdz w me ramiona!
ESTRAGON: W ramiona?
VLADIMIR (otwierajÄ…c ramiona): Do mej piersi!
ESTRAGON: IdÄ™.
ZciskajÄ… siÄ™. Cisza.
VLADIMIR: Jak czas ucieka, gdy siÄ™ figluje!
Cisza.
ESTRAGON: Co robimy?
VLADIMIR: Na razie czekamy.
ESTRAGON: Na razie czekamy.
Cisza.
VLADIMIR: Może by trochę poćwiczyć?
ESTRAGON: Naszą sprawność.
VLADIMIR: W giętkości.
ESTRAGON: W odprężaniu się.
VLADIMIR: W rzutkości.
ESTRAGON: W odprężaniu się.
VLADIMIR: %7łeby się rozgrzać.
ESTRAGON: %7łeby się uspokoić.
VLADIMIR: No to raz, dwa!
Zaczyna skakać. Estragon go naśladuje.
ESTRAGON (zatrzymuje się): Starczy już. Zmęczony
jestem.
VLADIMIR (zatrzymując się): Nie jesteśmy w formie. Zróbmy jednak kilka wdechów.
ESTRAGON: Nie mam już chęci oddychać.
VLADIMIR: Masz rację. (Pauza.) Zróbmy jednak drzewo, dla równowagi.
ESTRAGON: Drzewo?
VLADIMIR robi "drzewo" chwiejÄ…c siÄ™ na jednej nodze.
VLADIMIR (zrobiwszy): Teraz ty.
Estragon robi "drzewo" chwiejÄ…c siÄ™ na jednej nodze.
ESTRAGON: Myślisz, że Bóg mnie widzi?
VLADIMIR: Trzeba zamknąć oczy.
E s t r a g o n zamyka oczy, chwieje siÄ™ coraz bardziej.
ESTRAGON (przerywając, zaciskając pięści, na cały głos): Boże, zmiłuj się nade mną!
VLADIMIR (dotknięty): A nade mną?
ESTRAGON (jak wyżej): Nade mną! Nade mną! Zlituj się nade mną!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]