[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się jej dosięgnąć przeciwnika, zanim ten zdążył złożyć się do
kolejnego ciosu. Francuz otrzymał śmiertelne pchnięcie
sztyletem i spadł z konia. Marisa obróciła się, aby stawić
czoło kolejnemu zagrożeniu. Ale nie było już żadnego żywego
przeciwnika.
- 207 -
Szybko rozejrzała się dokoła. Zobaczyła, że nikt nie był
ranny oprócz Clarka, który trzymał się za krwawiące ramię.
Jej szabla leżała obok trupa francuskiego żołnierza.
Przerzuciła nogę przez grzbiet Achillesa, aby zsiąść i podnieść
szablÄ™.
Nie zauważyła, że Francuz, który leżał o kilka metrów
dalej, wykonał nagły ruch. Nie widziała, jak wyciągał nóż i
przygotowywał się do rzutu. Usłyszała tylko strzał z pistoletu.
Strzelał Quince, który, mimo widomych oznak zwycięstwa,
zdążył przeładować swój pistolet i trzymał go w pogotowiu.
Nóż wypadł z ręki Francuza, który osunął się na ziemię.
Dopiero wtedy Marisa zorientowała się, że mierzył w nią.
Popełniła błąd, sądząc, że wszyscy Francuzi są martwi.
Gdyby nie Garrick, ona też by nie żyła.
- Sprawdzcie, czy ktoś jeszcze żyje! -krzyknął Deverell. - I
bądzcie ostrożni - dodał, patrząc wymownie na Marisę.
Marisa zaczerwieniła się ze wstydu i rzuciła okiem na
Garricka. Spodziewała się nagany, ale on tylko uśmiechnął się
do niej i mrugnÄ…Å‚ porozumiewawczo.
ego wieczoru Deverell zarządził, aby rozbito obóz
T
wcześniej niż zwykle. Wszyscy byli wyczerpani po
porannej potyczce i długiej drodze, gdzie za każdym zakrętem
mogli spodziewać się kolejnej zasadzki. Zjedli szybko kolację
i ułożyli się do snu.
- 208 -
Wartę trzymali Deverell i Sommers. Książę zauważył
znajomą sylwetkę, która kierowała się w stronę grupy drzew
nad strumieniem. Marisa Lancet. Dlaczego jeszcze nie śpi?
Deverell poszedł za nią i zatrzymał się w bezpiecznej
odległości. Zdziwił się, kiedy usłyszał głos Garricka.
- Zrobiłem tylko to, co zrobiłby każdy profesjonalny
żołnierz, dziewczyno - mówił Garrick. - Postąpiłabyś tak
samo, gdybyś była na moim miejscu.
- Jest pan zbyt skromny, panie Ouince - zabrzmiała
odpowiedz. - Faktem jest, że ani ja, ani nikt inny z naszej
grupy nie pomyślał o przeładowaniu broni i nie przewidział,
że możemy mieć jeszcze jakiś problem. Na przykład to, co
mogło spotkać mnie. Zachowałam się tak nieostrożnie,
jakbym była świeżo upieczonym rekrutem. Chciałam sięgnąć
po szablę, nie upewniwszy się, że nie grozi mi już żadne
niebezpieczeństwo. Gdyby nie pan, już bym nie żyła.
Deverell nie spuszczał z nich oczu. Dobrze rozumiał
nerwowe napięcie Marisy. Sam doznawał podobnego uczucia,
kiedy przypominał sobie, jak niewiele dzieliło ją od śmierci.
Po chwili Marisa, która stała z opuszczoną głową,
spojrzała Garrickowi prosto w oczy.
- Ocalił mi pan życie, panie Ouince - powiedziała
pokornym tonem. - Mam wobec pana wielki dług
wdzięczności.
- 209 -
- Robiłem tylko to, co do mnie należy - mruknął Garrick. -
Ale chętnie przyjmę twoje podziękowania, jeśli pozwolisz mi
się teraz trochę przespać.
Odwrócił się od Marisy, położył na ziemi siodło, które
służyło mu za poduszkę, i schylił się po swój koc.
- Panie Quince? - Marisa nie poddawała się.
- Co tam znowu? - spytał, wzdychając ciężko.
- Jest... jeszcze inna sprawa. O wiele ważniejsza, panie...
- Mów do mnie Garrick - powiedział. - Czy to nie może
poczekać do rana? Mów, byle krótko - dodał, z trudem
powściągając ziewanie.
- Tak, naturalnie. Przepraszam - wymamrotała Marisa. -
Jestem ci nie tylko winna podziękowanie, Garricku. Marisa
mówiła teraz wyraznie. - Przede wszystkim powinnam cię
przeprosić. Pewnie wiesz za co. Rozmawiałam z księciem... o
tobie... może on ci powiedział...
- Ten chłopak nie ma zwyczaju powtarzać byle głupstw -
mruknÄ…Å‚ niegrzecznie Garrick.
Deverell wiedział, że jego przyjaciel jest w najwyższym
stopniu zirytowany. Garrick był znany z kurtuazji dla dam.
- Nic mi nie mówił - dodał.
- Jego też niewłaściwie oceniłam - szepnęła Marisa. - Miał
przecież prawo... być na mnie wściekły. Tak zresztą było.
Było widoczne, że Quince za chwilę straci cierpliwość,
więc Marisa szybko mówiła dalej.
- 210 -
- Garricku, wczoraj wieczór namawiałam księcia, aby
kazał ci wrócić do obozu Wellingtona. Abyś mógł wyleczyć
swoje rany. Muszę ci wyznać, że miałam jeszcze inny powód.
Powiedziałam mu, że ty...
- Opózniam pochód - dokończył Garrick.
- Przecież mówiłeś mi...
- To prawda, że chłopak nic mi nie mówił. Ale czy
myślisz, że nie widziałem, jak obrzucaliście mnie
zatroskanymi spojrzeniami, myśląc, że tego nie widzę?
Garrick roześmiał się. - Każdy rekrut, którego szkoliłem,
wiedział, że mam oczy z tyłu głowy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]