[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrobić? A więc po pierwsze, taki nasz los. Nie wiem, jak wy, ale ja wierzę w prze-
znaczenie, a po wtóre, są to jakieś czary, jakaś rzecz specjalnie nam uczyniona,
jakaś nieczysta siła! Możecie się śmiać ze mnie, a ja wam powiadam, że nie je-
stem wcale takim głupcem, by wierzyć w krasnoludki, chochliki, duchy domowe
i tym podobne niestworzone bujdy. Ale w czary, widzicie, wierzÄ™. No bo co to
może być innego, jeśli nie czary? Oto usłyszycie, co było dalej, a też powiecie to
samo. . .
Słowem, jeśli w świętych księgach powiedziane jest: Wbrew swej woli ży-
jesz czyli że człowiek własnoręcznie życia sobie nie bierze, nie jest to pewno
powiedziane ot, tak sobie. Nie ma takiego wrzodu na świecie, ażeby się w końcu
nie zagoił, i takiego nieszczęścia, o którym by się nie zapomniało. To znaczy, że
się tego wcale nie zapomina, ale co można zrobić? Człowiek do zwierzęcia po-
dobny jest czyli człowiek powinien pracować, harować i zapracowywać się
dla zdobycia kawałka chleba. Zabraliśmy się, co tu dużo gadać, wszyscy do ro-
boty. Moja żona i dzieci do krów, ja do konia i furmanki i świat według swego
83
zwyczaju czyli świat w miejscu nie stoi. W domu nakazałem: O Chawie
łoj jizocher weloj jipoked nie ma Chawy! Wymazane i już!
Zebrałem trochę nabiału, świeżego towaru i udałem się do moich klientów, do
Bojarki.
Przybyłem do Bojarki radość, uciecha! Co porabia %7łyd, reb Tewje? Dla-
czego was nie widać?
A co mam robić? powiadam. Odnów dni nasze jak przedtem
czyli ten sam niedołęga, co i zawsze. Krówka powiadam mi zdechła. . .
Co to jest takiego, że wszystkie cuda zdarzają się tylko z wami no
i ludziska wypytują każdy z osobna, jaka to krówka mi zdechła, ile mnie ona
kosztowała i ile krówek pozostało mi jeszcze. I śmieją się, cieszą, jak to zwy-
kle bogacze, którzy lubią się zabawiać kosztem biedaka-niedorajdy, zwłaszcza po
obiedzie, gdy humor dopisuje, na dworze jest ciepło, zielono i człek ma ochotę
uciąć sobie drzemkę poobiednią. . . Ale Tewje jest człowiekiem, którego stać na
to, by nie zwracać uwagi, że ktoś sobie żarty stroi. Niedoczekanie ich, ażeby mie-
li wiedzieć, co się w moim sercu dzieje. Gdy załatwiłem już wszystkich swoich
odbiorców, udałem się w drogę powrotną z pustymi dzbanami i konwiami. Ja-
dę lasem. Puściłem konika samopas, niech sobie stąpa powoli i szczypie trawkę,
a sam zagłębiam się w najrozmaitsze dociekania i rozważania. Zastanawiam się,
nad czym tylko chcecie: nad życiem i śmiercią, nad tym światem i tamtym świa-
tem, i nad tym, co to takiego świat, i po co człowiek żyje. . . i jeszcze o podobnych
sprawach medytuję, po to, by zagłuszyć w sobie ciągłe myśli, czyli bym przestał
wciąż rozmyślać o niej, o Chawie znaczy się. A jak na złość przychodzi mi do
głowy właśnie ona Chawa znaczy. Widzę ją, jakbym ją miał przed sobą, w ca-
łej okazałości: wysoka, piękna, świeża, jak sosna. . . Albo zgoła taką, jaką była
jeszcze dzieckiem: maluteńka, chorowita, zdechlaczka, wątła jak pisklę. . . Kiedy
to trzymałem ją na rękach, a ona zarzucała główkę na moje ramię: Czego chcesz,
Chawełe? Dać ci kawałek "papy"? Trochę moni?. . . I na moment zapominam
o tym, co to ona zrobiła, a serce ciągnie do niej, dusza się rwie, tęskni. . . Ale star-
czy przypomnieć sobie o wszystkim, by krew zaczęła burzyć się we mnie, ogień
zapałał w mym sercu na nią, na niego, na cały świat i samego siebie. Czemu nie
potrafię zapomnieć o niej nawet przez chwilę? Dlaczego nie mogę jej zapomnieć,
wymazać, wyrwać z serca? Czy może nie zasłużyła sobie na to? Po to właśnie
Tewje winien być bardziej %7łydem niż każdy inny, męczyć się przez wszystkie la-
ta, orać ziemię nosem, wychowywać dzieci, by te potem wyrywały się przemocą
za jednym razem i odpadały jak szyszka z drzewa. . . by zostały rozsiane wia-
trem, uniesione dymem?. . . Oto na przykład myślę sobie rośnie drzewo,
dąb w lesie. Wtem przychodzi osobnik z siekierą, odcina jedną gałąz, potem zno-
wu jedną gałąz, i znowu jedną. . . A co wart jest dąb bez gałęzi, pożal się Boże?
Wez już lepiej, człeku, siekierę i zetnij całe drzewo, i niechaj już raz z tym koniec
będzie. Po co ma sterczeć nagi dąb w lesie?
84
I gdy tak sobie snuję te myśli, czuję nagle, że mój koń się zatrzymał. Stop! Co
takiego? PodnoszÄ™ oczy, patrzÄ™ Chawa!. . . Ta sama Chawa, co i przedtem, ani
o włos się nie zmieniła, nawet odzież nosi tę samą. . . Pierwsze, co mi przyszło na
myśl, to zeskoczyć z fury, objąć ją, uściskać. . . Ale w tej samej chwili powstrzy-
mała mnie inna myśl: Tewje! Czy ty jesteś babą? Pociągnąłem lejce: Wio,
niedołęgo! ciągnę w prawo. Ona też w prawo i macha do mnie ręką, jakby
chciała rzec: Poczekaj chwilkę, mam ci coś do powiedzenia. . . Coś jakby ze-
rwało się w mych wnętrznościach, w sercu załkało, ręce i nogi zdrętwiały. Jeszcze
chwilka, a zeskoczę z wozu! Powstrzymałem się jednak wszelkimi siłami i pocią-
gnąłem konia w lewo. Ona też w lewo. Patrzy na mnie dziwnym spojrzeniem, jej
twarz pokrywa martwota. . . ..Co tu począć? myślę sobie. Zatrzymać się czy
jechać dalej? Ledwo zdążyłem się obejrzeć aha! ona już trzyma konia za
uzdę i mówi do mnie:
Tato! Niechaj umrę, jeśli ruszysz się stąd! Proszę cię, wysłuchaj mnie naj-
pierw, tato! Ojcze!. . .
E myślę sobie chcesz mnie wziąć przemocą? Nie, moja duszko! Skoro
tak, to znak, że nie znasz jeszcze swego ojca. . . I nuże smagać szkapinę, na czym
świat stoi. A konik słucha, skacze, tylko wciąż odwraca łeb i strzyże uszami.
Wio powiadam doń nie spoglądaj na dzban , czyli nie patrz, znaczy
się, mój mądralo, tam gdzie nie trzeba. . .
A samemu, myślicie, nie chce mi się odwrócić głowy i spojrzeć, chociażby
jeden raz zerknąć tam, na to miejsce, w którym się zatrzymała?. . . Ale nie! Tewje
nie jest babą. Tewje wie, jak należy przeciwstawić się szatanowi kuszącemu. . .
Słowem, nie chcę wam, jak wy to mówicie, dni przedłużać , bo szkoda wa-
szego czasu. Jeśli były mi przeznaczone męki czyśćca, to już je chyba odbyłem
podczas tego spotkania. A o smaku mąk piekielnych, rzucania z jednego koń-
ca świata na drugi i wszystkich innych utrapieniach, które opisane są w naszych
księgach świętych, możecie mnie pytać! Już ja wam o nich opowiem! Przez całą
powrotną drogę wydawało mi się, że ona biegnie za mną i woła: Wysłuchaj mnie,
tato! Ojcze! I nagle przelatuje mi przez głowę taka oto myśl: Tewje! Za bardzo
się stawiasz! Co by ci mogło zaszkodzić, gdybyś się był na chwilę zatrzymał i wy-
słuchał jej? Może ma ci do powiedzenia coś takiego, o czym winieneś wiedzieć?
Może, kto wie, żałuje swego czynu i chce powrócić? A może ma u niego "rajski
żywot" i błaga cię, abyś ją wydobył z tego piekła? Może i może, i jeszcze bardzo
dużo takich może przychodzi mi na myśl. Widzę ją jako małe dziecko i przypo-
minam sobie słowa Pisma Zwiętego: Jak lituje się ojciec nad swymi dziećmi
czyli że nie ma złego dziecka u ojca. I przechodzę katusze, i wygaduję na sa-
mego siebie, że niewart jestem zmiłowania boskiego, żem niewart tego, że mnie
ziemia nosi. . . Bo co? Czego wrzeszczysz, zwariowany uparciuchu? Czego siÄ™
pieklisz? Wez, ty okrutniku, zawróć furmankę i przeproś się z nią. Jest przecież
twoim dzieckiem i więcej niczyim!. . .
85
A do głowy przychodzą dziwaczne i dzikie myśli i dumania: co to jest takiego
%7łyd, a co takiego nie-%7łyd? I dlaczego Pan Bóg stworzył %7łydów i nie-%7łydów?. . .
A skoro już stworzył %7łydów i nie-%7łydów, to dlaczego mają być tak oddzieleni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]