[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprostać wyzwaniu, to skończą się wreszcie moje kłopoty, ale to nie był
Å‚atwy przeciwnik.
Trony rozsunęły się na boki tworząc przestronną arenę, a mój wierny
Huon znalazł się na gałęzi szczelnie oplatany lianą.
Inne gałęzie pokryły się natychmiast wojownikami w pełnych zbrojach,
którzy wznosili bojowe okrzyki czyniąc niesamowity hałas.
Mój przeciwnik od pierwszej chwili dał poznać swoje liczne możliwości
zamieniając się w smoka ziejącego ogniem. To nie była hipnoza, bo na nią
byłem uodporniony. Musiałem więc mieć do czynienia z teleportacją.
Realność potwora nie budziła żadnych wątpliwości. Z tym nie należało
żartować.
Na szczęście moi instruktorzy przekształcili mnie w maszynkę do walki o
błyskawicznym refleksie.
Anty - g pozwoliło mi uskoczyć z drogi smoka i unosić się nad nim. Smok
czerwienił się, pluł dymem i ogniem i starał się dosięgnąć mnie pazurami,
ale byłem cały czas poza jego zasięgiem. Ogień był realnym
niebezpieczeństwem ponieważ zagrażał całości skafandra. Nie mogłem
zbytnio nadwerężać swoich zasobów energetycznych, więc natychmiast
zmieniłem lokalną entropię. Cóż, każdy robot potrzebuje jednak
zasilania.
Mój atak udał się znakomicie. Pode mną leżała tylko kupa złomu. Woda n
nie przejął się tym zbytnio. Musiał jedynie stwierdzić, ze zastosowane
przeciw mnie zdalnie kierowanych robotów do niczego nie doprowadzi.
Zmienił wiec taktykę.
W miejsce smoka pojawiła się ropucha wielkości mojej kapsuły, plująca
na dziesięć metrów jakimś kwasem. Przekonałem się o tym już w
pierwszej sekundzie. W tarczy pojawiła się dziesięciocentymetrowa
dziura. Na szczęście mój skafander mógł wytrzymać dowolną substancję
chemicznÄ… lub bakteriologicznÄ….
Wypróbowałem najpierw swoją poprzednią sztuczkę, ale bez rezultatu.
%7łaba skakała z miejsca na miejsce jakby nigdy nic. Wodan musiał
zastosować urządzenia przywracające normalną entropię, które
niwelowało działanie mojej broni.
Problem rozwiązałem granatem atomowym rzuconym w momencie, w
którym entropia była normalna. Wybuch cisnął szczątkami aż po widzów
siedzących na najwyższych gałęziach.
Druga runda dla mnie.
Wtedy pojawiła się przede mną Nicolette. Trzymała w ręku napięty łuk i
celowała w moją pierś.
Nie zastanawiając się skoczyłem w bok unikając strzały o milimetry. Ten
podstęp dotknął mnie jednak najbardziej. Jeżeli była to naprawdę moja
ukochana, to nie mogłem przecież jej zabić.
Szybki sondaż psychiki przekonał mnie o najgorszym. Ten przeklęty
Wodan przetransportował tu naprawdę Nicolette. Teleportował ją krok w
krok za mną. Porzuciła łuk i wołała do mnie przez łzy, płynące obficie po
twarzy.
Chciałem zastosować anty - g ale i tak zużywał już dużo energii na
unoszenie mnie w powietrzu. Działanie na entropię spowodowałoby
natychmiast jej śmierć. Rozdzierany między uczuciem a obowiązkiem
mogłem tylko uciec. Gdybym wpadł w jej ramiona, to zabiłaby mnie
krótkim sztyletem zwisającym u jej boku.
Słyszałem śmiech Oberona i Dahut, który doprowadzał mnie do pasji.
-
No, Aucassin. Czemu nie pocałujesz swojej ukochanej?
-
Boi się, ze go ukąsi. Pajęczyce nie są ponoć zbyt łaskawe dla swoich
wybrańców.
-
Kiedy cię widziałam w Ys, byłeś o wiele twardszy.
Jedyną szansą na zakończenie tego koszmaru było uwolnienie Nicolette
spod wpływu hipnozy. Zastosowałem aparat emitujący błyski nastawione
na psychikę Nicoletty. Zabezpieczyłem się jeszcze w pałacu Olbrzyma w
jej odciski psychiczne, żebym mógł ją łatwiej odnalezć po zakończeniu
zadania. Odczekałem chwilę i krzyknąłem:
-
Ta wspaniała noc pozostanie na zawsze w mojej pamięci. Odtąd
będę żyła jedynie oczekiwaniem na twój powrót.
Natychmiast zobaczyłem efekt swojego działania. Nicolette opadła na
ziemię i przetarła oczy, jakby dopiero się obudziła z okropnego snu.
Rozejrzała się wokół ze zdumieniem i wreszcie dostrzegła mnie.
-
Aucassin... Co za szczęście. Ale co my tu robimy? Miałam straszny
sen... że powrócił Olbrzym i walczyłam z nim.
-
To nic, kochana. Teraz już wszystko jest w porządku. Jesteśmy w
siedzibie Wodana, Odejdz na bok, bo muszę walczyć z Wodanem. Stań
obok Huona.
Rycerz jakoś uwolnił się z liany i teraz sam przyszedł ciągnąc ją za rękę
pod osłonę gałęzi.
Wodan zaatakował mnie wtedy jednocześnie na kilka sposobów.
Psychicznie przy pomocy elfów, które starały się mnie zahipnotyzować
swoimi ognikami. Uczuciowo, teleportując Nicolette w objęcia węża,
który nagle pojawił się na gałęzi. Fizycznie, rzucając we mnie kulę ognia i
chemicznie rozpylając wszędzie opary gazu halucynogennego.
Pozbyłem się elfów generatorem entropii, który przy okazji uwolnił mnie
od ognia.
Mój skafander automatycznie zaczął mi dostarczać tlen i jedynym
problemem pozostawała Nicolette. Uznałem, że ci faceci przebrali
miarkÄ™.
Skoczyłem natychmiast w stronę Oberona i Dahut, którzy z uśmiechem
politowania przyglądali się moim wyczynom i uruchomiłem urządzenie,
które trzymałem na ostatnią chwilę.
W naszych arsenałach ten supertajny system używany jest do
przechowywania bomb z antymaterii. Ponieważ nawet najmniejszy
kontakt z materią grozi wybuchem, więc nasi uczeni opracowali sposób
wytwarzania wokół tych bomb absolutnej próżni stwarzając tym samym
doskonały izolator. Normalna materia była automatycznie odpychana od
tej bariery. Niewiele wiedziałem na temat zasady działania tego aparatu,
ale nie to się przecież liczyło.
Faktem jest, że obaj wspólnicy Wodana znalezli się w doskonałym
więzieniu, z którego nie mieli żadnych szans wydostania się.
- Głowa za głowę, Wodan! - krzyknąłem. - Uwolnij Nicolette albo tych
dwoje udusi siÄ™ na twoich oczach.
ROZDZIAA X
Argument miał swoją wagę, ale Wodan widocznie nie wiedział o tym, bo
nie wydawał się w najmniejszym stopniu przejęty losem wspólników.
Jeden rzut oka na nich przekonał mnie, że i oni nie przejęli się tym
zdarzeniem, a sądząc po ich uśmiechniętych twarzach musieli być w
doskonałych humorach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]