[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A kradzież, Tresham? - spytał baron Pottier.
- Nie było żadnej kradzieży - powiedział Jocelyn. - Wszyscy łatwo dajemy wiarę
plotkom. Czasem człowiek aż się zastanawia, czy naprawdę musimy sobie szukać lepszego
zajęcia.
Jego przyjaciele wybuchnęli śmiechem, jakby usłyszeli najlepszy żart dnia.
- Ale plotki mają nieprzyjemny zwyczaj krążenia - ciągnął Jocelyn - nim nie znajdzie się
coś, co zajmie ich miejsce. Dlatego będę odwiedzał lady Sarę w domu lady Webb i nawet
zabiegał o znajomość z nią.
Baron Pottier wybuchnął głośnym śmiechem.
- No, Tresham, w ten sposób z pewnością wywołasz nowe plotki - zauważył. - Ludzie
zaczną mówić, że myślisz o ożenku.
- Właśnie - zgodził się Jocelyn. - Na pewno nikt nie życzyłby sobie, żeby traktowano tę
damę jak osobę w jakiś sposób zhańbioną prawda?
- Ja też ją odwiedzę, Tresham - powiedział Ferdynand. - Chcę się jeszcze raz przyjrzeć
lady Sarze teraz, kiedy wiem, że jest lady Sarą. To dopiero historia!
- Ja też z przyjemnością złożę jej wizytę - oznajmił wicehrabia.
- Przypuszczam, że moja matka i siostra chętnie ją poznają - dodał sir Conan. - Zabiorę je
ze sobÄ… Tresham. Moja matka zna lady Webb.
Jocelyn z ulgą stwierdził, że przyjaciele świetnie go zrozumieli. Kimble i Brougham mieli
tę przewagę nad innymi, że znali całą prawdę, ale nawet baron i jego brat uświadamiali sobie, że
było coś niestosownego w tym, że książę przez trzy tygodnie zatrudniał damę w charakterze
swojej pielęgniarki. Wszyscy byli gotowi pomóc wprowadzić Jane na salony, uczynić z niej
osobę godną szacunku, przyczynić się do zduszenia w zarodku wszelkich wątpliwości co do
oskarżeń, jakie przeciwko niej wysunięto.
Nową sensacją która w końcu usunie w cień starą, będzie oczywiście wiadomość o tym,
że książę Tresham zaleca się do kobiety, która kiedyś była jego pielęgniarką.
Wszystko dobrze się skończy. Nikt z garstki osób, które wiedziały, że lady Sara
Illingsworth była jego kochanką nigdy nie piśnie słówkiem na ten temat. Jane nic nie groziło,
odzyska dobre imiÄ™.
Rozmowa przeszła na wczorajszą bójkę w parku.
Pózniej Jocelyn udał się do Dudley House na śniadanie, postanowiwszy, że zostanie w
domu dłużej i przejrzy gazety przed pójściem do klubu White a. Właśnie wtedy odwiedziła go
Angelina. Niezapowiedziana wtargnęła do jadalni.
- Tresham, cóż wy sobie wyobrażacie, ty i Ferdie, by bić się z trzema braćmi Forbesami w
parku? - wykrzyknęła. - Byłam cała rozdygotana, kiedy się o tym dowiedziałam. Ale czyż to nie
cudowne, że wszystkich trzech trzeba było zanieść do powozu, dwaj byli nieprzytomni, a trzeci
miał złamany nos? Jaka szkoda, że nie rozprawiliście się z całą piątką. Byłoby to chwalebne
zwycięstwo Dudleyów i przypuszczam, że stać was na to. Podobno dałeś się sprowokować do
pojedynkowania się z pozostałymi dwoma. Heyward mówi, że takie wiadomości nie są
przeznaczone dla kobiecych uszu, ale nie zaprzeczył, więc uznałam, że to prawda. Ani na chwilę
nie zmrużę oka do czasu pojedynków. Z całą pewnością zginiesz i co wtedy zrobię? A jeśli ich
zabijesz, będziesz zmuszony zbiec do Paryża, a Heyward wciąż się upiera, że mnie tam nie
zabierze, wstrętny człowiek, chociaż chętnie zrezygnowałabym z wyjazdu do Brighton. I co to za
historia, że ta panna Ingleby to lady Sara Illingsworth?
- Usiądz, Angelino - poprosił Jocelyn, wskazując ręką krzesło, stojące naprzeciwko - i
napij się kawy. - Dał znak kamerdynerowi, stojącemu przy bufecie. - I błagam cię, zdejmij ten
bardziej niż zwykle odrażający jaskrawozielony kapelusz. Boję się, że jego widok zle wpłynie na
moje trawienie.
- Czy to prawda? - spytała. - Powiedz, że tak. Musisz przyznać, że to właśnie historia,
jakie my, Dudleyowie, szczególnie lubimy. Zatrudniasz zabójczynię jako swoją pielęgniarkę i
przedstawiasz ją wybranym ludziom z towarzystwa jako słowika. To ci dopiero! - Roześmiała się
perliście, kiedy Hawkins pochylił się, by nalać jej kawy do filiżanki.
Nie zdjęła kapelusza. Jocelyn przyglądał się jej z niesmakiem.
- Lady Sara Illingsworth zamieszkała teraz u lady Webb - powiedział. - Byłbym ci
zobowiązany, gdybyś ją tam odwiedziła, Angelino. Bóg wie dlaczego, jesteś jedyną szanowaną
przedstawicielką rodu Dudleyów, prawdopodobnie dlatego, że poślubił cię taki nudziarz jak
Heyward i trochę trzyma cię w ryzach, chociaż wszyscy widzą, że nie jest zbyt surowy.
- Heyward to nudziarz? - Roześmiała się wesoło. - To prawda. Przynajmniej w obecności
innych ludzi.
Jocelyn zrobił jeszcze bardziej cierpiętniczą minę, bo rumieńce siostry stworzyły
straszliwy dysonans z różowymi piórami kapelusza.
- Na pewno pojadę do lady Webb - obiecała. - Heyward zabierze mnie tam jeszcze dziś.
Nie mogę się już doczekać, by jeszcze raz się jej przyjrzeć, Tresham. Czy to prawda, że
wymachiwała siekierą? Jakie by to było podniecające. Heyward musiałby ryzykować swoje życie
w mojej obronie.
- Uderzyła Jardine a w głowę książką - wyjaśnił oschle - kiedy zachowywał się...
niegodnie. I tyle, Angelino. Dżentelmen ten jest zdrów i cały, okazało się też, że niczego nie
ukradziono. Właściwie to bardzo nudna historia. Ale lady Sara nie może z tego powodu w
najmniejszym stopniu ucierpieć. Potrzebuje przychylności szanowanych ludzi z najwyższych
sfer, by zacząć się obracać w najlepszym towarzystwie.
- I lady Webb już się o to postara - powiedziała. - Dlaczego sobie tym zaprzątasz głowę,
Tresham? - Ale po dziwnie krótkim dla niej monologu urwała i przez chwilę patrzyła na niego
bez ruchu, trzymając filiżanką w powietrzu. Odstawiła ją z powrotem na spodeczek i podjęła
przerwanÄ… tyradÄ™. - Och, Tresham, ty siÄ™ niÄ… interesujesz! A to ci dopiero! Nie mogÄ™ siÄ™
doczekać, kiedy powiem o tym Heywardowi. Ale jak na złość poszedł do Izby Lordów i wróci
chyba dopiero, żeby zabrać mnie z wizytą. Tresham, ty się zakochałeś.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]