[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w głąb lasu, gdy spostrzegł, że mu się przyglądam. Stałem w połowie drogi
między drzewami a zwalonym pniem, na którym przycupnęły bliznięta zaabsor-
bowane jakimÅ› znaleziskiem.
Poczekajcie! krzyknąłem do nich. Podnieśli głowy, wyraznie zaskocze-
ni, bo wcale nie było im spieszno.
Wspominałem poprzednią wiosnę; pędziłem wówczas między drzewami, go-
niąc świętego, a ten las nic wówczas dla mnie nie znaczył, był taki sam jak inne.
Teraz znałem go jak twarz ukochanej osoby, a pierwsze wrażenie rozwiało się jak
cień; teraz miałem w pamięci jedynie drugą wizję lasu przeciętego szlakiem, który
jak Zcieżkę znali tylko wtajemniczeni. Szlak wiódł obok rozszczepionej brzozy,
skrajem gęstego świerkowego zagajnika, potem ku brzegowi strumienia, na skraj
podmokłej łąki zarośniętej paprociami, obok poczerniałych zwalonych pni, gdzie
zbieraliśmy grzyby, dalej po kamiennych uskokach pokrytych tu i ówdzie ziele-
nią, ku zarośniętej jeżynami pochyłości, w stronę wiekowych dębów, gdzie rósł
najstarszy z nich. Tam, u stóp wielkiego drzewa siedział Blask. Wzrok utkwił
w ziemi, jakby posmutniał.
Wolniutko skradałem się w jego stronę; usiadłem bez słowa. Nie podniósł
oczu, ale i tak pojąłem, dlaczego pochylił głowę; wypatrywał czegoś w trawie
rosnącej u stóp. Ujrzałem wyjątkowo dużą czarną mrówkę. Brnęła przez gęstwinę
zdzbeł, nieustannie poruszając czułkami.
Zabłądziła stwierdził Blask. Nie potrafi odnalezć mrowiska, darem-
nie szuka drogi. Dla mrówki nie ma gorszego nieszczęścia. Zgubiła się, to praw-
dziwa tragedia.
Tragedia? Nie rozumiem.
Tragedia. . . To określenie istnieje od tysiącleci. Oznacza straszliwe nie-
szczęście spadające na czujące stworzenie. W pewnych okolicznościach może się
94
przytrafić tobie lub każdemu, kto choć trochę zawinił. Tragedia jest niczym praw-
dziwa mowa, bo pokazuje, że wszyscy mamy tę samą naturę, która nie podlega
zmianie i dlatego nie da się uniknąć cierpienia. Gdyby ta mrówka zdołała wró-
cić do mrowiska i opowiedziała o swoich przeżyciach, jej ziomkowie odczuliby
istotę tragedii. Choćby jednak odnalazła swoich, nie potrafi się podzielić przeży-
tym doświadczeniem. Na dobrą sprawę żadna mrówka nie przeżyła dotąd równej
tragedii; nasza zgubiła się pierwsza, bo tego rodzaju stworzenia nie umieją opo-
wiadać o swoich przygodach i uprzedzać się nawzajem o zagrożeniu. Rozumiesz?
Myślę, że tak.
Potoku zaczął, podnosząc wzrok poznałeś moje opowieści, przy-
najmniej te najważniejsze. Skoro ci dwaj chłopcy podobni jak dwie krople wody
zjawili się tu ponownie, chyba wrócisz z nimi do domu. Tak mi się wydaje.
Kochany Blask! Podczas wspólnego zimowania uczyłem się od niego praw-
dziwej mowy. Tyle było czułości w głosie świętego, a waga jego słów tak ogrom-
na, że nie wiedziałem, jak mu odpowiedzieć. Klęczałem obok niego w milczeniu.
Czekałem. Nie odezwał się więcej; obserwował mrówkę brnącą wśród wysokich
zdzbeł, podobną do człowieka wędrującego przez ciemność.
Powiedz mi, co mam robić poprosiłem w końcu.
Nie, nie rzekł jakby do siebie. Nie. . . Zapewne wiesz, że twoja pa-
planina, jakobym rzekomo był świętym, zrobiła na mnie pewne wrażenie; dosta-
tecznie duże, bym zapragnął opowiedzieć ci kilka historii wartych zapamiętania
i przekazania innym. Problem w tym, że to nie była prawdziwa opowieść, tylko
ciąg luzno powiązanych zdarzeń: najpierw to, potem tamto, następnie owo i tak
w nieskończoność. . . Nie jestem świętym. Nawet gdybym nim był, nie poradził-
bym ci, co masz robić. Skoro nie jestem wybrańcem, nie wolno mi tego czynić.
Przypomniałem sobie, co powiedział Siedmioręki, gdy poszliśmy oglądać
Drogę: Jeżeli się gdzieś wybierasz, musisz wierzyć, że prędzej czy pózniej znaj-
dziesz sposób, by tam dotrzeć . Rozmyślałem o Wykończonym i Bezksiężyco-
wej; mieszkali w domku nad rzekÄ…, lecz nadal byli mocno przywiÄ…zani do starego
gniazda. Przyszła mi także na myśl Jednodniówka. Podjąłem decyzję. Ciągnęło
mnie do Małego Domostwa, ale nie mogłem tam wrócić. Jeszcze nie teraz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]