[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że nie mam broni. Z drugiej strony& nie miałabym
pewności, do kogo w tym pokoju naprawdę powinnam
strzelić.
Roman nie przejął się zbytnio lufami zwróconymi w jego
stronę. Uniósł dłoń i wypowiedział jedno słowo,
poczułam w powietrzu napięcie typowe dla uaktywnienia
silnego zaklęcia, a w ciągu sekundy mężczyzni i związane
kobiety osunęli się na podłogę w miękkie objęcia snu.
Książę wampirów zrobił
krok w stronę Bonawentury i powiedział twardo:
- To koniec.
Coś w jego głosie, nie urok, ale on sam, sprawiło, że nie
można było nie uwierzyć, że tak właśnie jest. To koniec.
Bonawentura spojrzał na Claudię, bo to z pewnością była
dziewczyna ze zdjęcia, z dziwnym uśmiechem i podniósł
trzymanego w dłoni colta.
- To ja powiem, kiedy będzie koniec powiedział
dumnie.
Wymierzył w dziewczynę i odciągnął cyngiel. Claudia
nagle zaczęła krzyczeć. Przerażający wrzask mroził krew
w żyłach i odbijał się od ścian. W ułamku sekundy wpadła
w histerię i zaczęła trząść się jak w febrze.
- On mnie zmusił, zabierzcie go, ratunku! krzyczała,
cofajÄ…c siÄ™.
Potknęła się o stopę jednej z zakładniczek i upadła, ale nie
przestała uciekać, po omacku odpełzała od Bonawentury,
nie przestając krzyczeć, płakać i jęczeć. Roman doskoczył
do wampira, który tylko przez chwilę stawiał opór, ale
musiał
ulec przewadze mistrza. Stał wpatrzony w Claudię, z
trudnym do odczytania wyrazem twarzy. Wpatrywałam się
w niego, usiłując cokolwiek zrozumieć, ale wciąż miałam
wrażenie, że coś mi umykało. Roman rozbroił go w
sekundę i uderzył
mocno w skroń, chłopak zachwiał się i upadł na podłogę
jak długi. Claudia obserwowała to z wyrazem przerażenia
na twarzy.
- Jesteś jak on! krzyknęła. Ratunku!
Roman cofnął się o krok. Może faktycznie wysokie tony,
jakie wydostawały się z gardła dziewczyny były dla niego
jeszcze bardziej nieprzyjemne, niż dla mnie. Możliwe też,
że wykazał
się całkiem sporą jak na wampira wrażliwością i
zrozumieniem dla traumy, jakÄ… dziewczyna
prawdopodobnie przeżywała. Podeszłam do niej i
pomogłam jej wstać.
Rozejrzałam się po zabałaganionym pokoju, aż znalazłam
na szezlongu pikowaną, satynową narzutę w dwóch
odcieniach mocnego różu. Dziewczyna trzęsła się coraz
bardziej, najwidoczniej
w
szoku.
Owinęłam
jÄ…
narzutÄ…
i
wyprowadziłam z pokoju, pozwalając, by Roman wezwał
pomoc. Tym razem nie miał oporów, przed użyciem więzi
telepatycznej. Po kilku minutach winda wjechała na górę,
wypełniona do granic możliwości rosłymi służącymi,
uderzająco przypominającymi kierowcę i mięśniaka,
których wcześniej widziałam. Może Roman zamawia ich z
jakiegoś katalogu. Podprowadziłam dziewczynę do
wyściełanej ławeczki i posadziłam tak, że miała przed
sobą tylko białą, marmurową ścianę holu, żadnych trupów
w zasięgu oka.
Ciałami przy windzie zresztą natychmiast ktoś się zajął.
Dwóch mężczyzn uwijało się przy śpiących
zakładniczkach, rozwiązywali je, zdejmowali kneble i nie
przerywając ich snu, wywołanego bez wątpienia magią
Romana, wynosili je pojedynczo za kolejne drzwi.
Zajrzałam tam na chwilę. Była to zdecydowanie
nieoficjalna część przybytku i mieściło się tam coś na
kształt dormitorium. Stalowe ramy dwudziestu łóżek,
kolorowa pościel, zdjęcia w ramkach na nocnych
szafkach. Tak mogłaby wyglądać wspólna sypialnia w
szkole dla dziewcząt, a nie pokój w lokalu dla wampirów,
pragnących pożywiać się jak za starych dobrych czasów, a
nie z woreczka. Ochroniarze mijali mnie bez słowa i
układali dziewczęta na łóżkach, okrywając ich obnażone
ciała kołdrami. Ich oszczędne ruchy były całkowicie
aseksualne, nawet kiedy otulali nagie piersi ślicznych
kobiet. Czyżby podtrzymywano tu tradycję eunuchów, czy
może okoliczności były tak nietypowe, że testosteron
przestawał działać?
Do drugiego, podobnie urządzonego pokoju, zanieśli
chłopaków raczej niż mężczyzn, na oko dwudziestoletnich,
urodziwych w dokładnie takim stylu, jakiego można się
było spodziewać po miejscu ich pracy. Nie wiem, ile
będą pamiętać, ale podejrzewałam, że to oni zabili
dziewczęta. Nie sami, ale na życzenie Bonawentury.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]